Pamiętam, jak dawno temu, w czasach podstawówki, znalazłam na ulicy rozerwany naszyjnik na żyłce, zapinany na skręcane zapięcie. Był ciężki, wykonany z małych, metalicznie błyskających czarnych patyczków. Na środku wesoło dyndało serduszko, które wyglądało identycznie jak owe patyczki, tylko było większe i cięższe. Zabrałam naszyjnik do domu (dokładnie wybierając z piasku patyczki, które spadły z żyłki) i poprosiłam tatę, aby naprawił moje znalezisko. W ten oto sposób stałam się dumną właścicielką naszyjnika ze śmiesznych patyczków i uroczego serduszka, który ciasno opinał szyję. Naszyjnik z czasem ponownie się rozerwał i tym razem zbyt dużo patyczków poturlało się w niedostępne miejsca. Udało mi się jednak uratować serduszko, które wciąż mam. Dziś wiem, że to był hematyt.
Nie dziwcie się zatem, że do hematytu mam sentyment. W moich koralikowych zbiorach mam hematytowe kulki, mniejsze i większe. Ale to po patyczki sięgam najchętniej.
Bardzo lubię tez obróżki. Od dawna szukałam odpowiedniego materiału na drobniutką, delikatną obrożę. Zamawiając rureczki cloisonne byłam przekonana, że są proste - idealne do kolczyków. Okazało się, że są lekko zakrzywione - wprost stworzone do naszyjnika. Od razu wiedziałam, co z nimi zrobić. Nareszcie powstała długo wyczekiwana delikatna, drobniutka obróżka z onyksem poprzetykanym rurkami cloisonne.